Na
wsi gdzie uprawa wyznacza rytm życia dzień świąteczny niewiele
różni się od zwykłego. W tym roku miałam okazję pierwszy raz
„uczestniczyć” w kilku świętach, które są ruchome.
Fot. Świąteczny sierpień
Najważniejsze
i najbardziej znane świętowanie niezabicia Izaak przez Abrahama
wiążę się z ubojem kóz. Dzieci cieszą się jakby to była
czekolada, a ja powiedziałam, że po powrocie do własnej kuchni
przechodzę na kontrolowany wegetarianizm.
Biedna
kózka oderwana od stada, przywiązana do drzewa spędziła u nas
noc. Dobrze, że ją łaskawie nakarmili i napoili, bo było gorąco.
Rano ubili, podzielili mięso i ugotowali zupę, czyli wodę z solą
i mięsem (czasem dodają cebulę i zjadają ją potem ze smakiem).
Świętowanie
trwa 4 dni, w ciągu których spotyka się rodzina. W pierwszy dzień
rozdawali sobie cukierki i życzyli wesołych świąt całując się
w policzki. Banki, urzędy, poczta i większe sklepy są pozamykane,
więc warto się zorientować przylatując tutaj, kiedy będą
utrudnienia.
Oprócz
kozy nic specjalnego się tutaj nie gotuje ani piecze, za to niedawno
nie wiem z jakiej dokładnie okazji robili zupę z bulguru,
ciecierzycy, mleka, orzechów i specjalnego syropu z winogron i potem
chodzili między sąsiadami rozdając swój wyrób. Cyganie
wykorzystują tę sytuację i zbierają po domach tę zupę. Podobno
po godz. 19 się wtedy nic nie je, ale tutaj tego nie przestrzegają.
W
międzyczasie było święto polityczne związane z Ataturkiem,
podczas którego jeden z sąsiadów wyszedł na dach oddać kilka
strzałów w powietrze. Broń ma tutaj każdy w domu i wykorzystuje
najczęściej do strzelania na weselach.
Dziś
również ubito jedną kózkę i przyjechała najbliższa rodzina (z
20 osób, żeby ją zjeść). W ten sposób wujek dziękował za
poprawę stanu zdrowia nowo narodzonego wnuka. Gdy mój mąż
szczęśliwie wrócił z wojska, też tak się cieszyli. Tylko czemu
kosztem biednych kózek? Przy okazji dodam, że 1 kg takiego mięsa w
markecie to ok. 45 TRL, a kiedy zabija się pod domem, to wychodzi
ok. 20 TRL/kg. Poza tym to mięso jest naprawdę zdrowe. Taka koza
bezstresowo pasie się na łąkach i o ile nie zje plastiku, to
raczej nie jest faszerowana żadnymi chemicznymi cudami typu:
antybiotyki czy hormony.
Jeżeli
chodzi o urodziny, to przy takiej ilości dzieci nie specjalnie się
tym nikt przejmuje, chociaż zaraz po naszym przylocie zrobiono małą
imprezkę córkom brata, które urodziły się w podobnym czasie. A
na roczek córki drugiego brata zamówiono tort ze zdjęciem dziecka
i przyszła najbliższa rodzina – czyli podobnie jak u nas.
Fot. Urodzinki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz