niedziela, 16 września 2018

Kurdyjska przygoda – cz. VIII Moja druga rodzina

Zabrałam się za wypisywanie różnic kulturowych, które tutaj zaobserwowałam, ale stwierdziłam, że łatwiej będzie to zrozumieć, kiedy wcześniej opiszę moją tutejszą rodzinę. Wioska, z której pochodzą znajduje się w centralno-wschodniej części Turcji, 13 km od ponad 250tyś miasta. Zamieszkują ją wyłącznie Kurdowie wyznania alewi, czyli wierzą w Allaha, ale ich prorokiem jest Ali, nie Mahomet. Nie ma tutaj meczetu ani innych oznak jakiegokolwiek kultu. Nikt się tutaj nie modli, nie jeździ do meczetu ani Mekki i Medyny, a kobiety nie chodzą w chustach, jedynie noszą dłuższe spodnie, ale jest to związane bardziej z konserwatywnością wioski niż religią. Gdy wyjeżdżają nad morze, normalnie chodzą w szortach. Z resztą tutaj wielką sensacjo-fanaberią są okulary przeciwsłoneczne...
W okolicy wioski można spotkać specjalne domki zbudowane nad pochowanymi głęboko w ziemi wyjątkowymi zmarłymi, z miejscami do siedzenia na zewnątrz. Ludzie przyjeżdżają tam, organizują pikniki, grillują, piją herbatkę. Oddają cześć zmarłym trzy razy całując taki specyficzny różaniec i przykładając go do czoła. W razie osobistych problemów - zdrowotnych, prokreacyjnych, też tam jeżdżą prosić o pomoc. Odwiedziliśmy też raz takie obszerne miejsce do grillowania, z ławami, toaletami, placami zabaw w sąsiedztwie - cmentarza, na którym było bardzo mało nagrobków.

Fot. wnętrze domku zmarłych

Z tego co się zorientowałam muzułmanie nie lubią alewi, tak samo jak Turcy Kurdów. Nawet muzułmańscy Kurdowie nie przepadają za swoimi rodakami innowiercami. Jeden taki tłumaczył mi co to za głupi odłam, bo jak można nie chodzić do meczetu tylko dlatego, że prorok Ali został tam zamordowany. Za to inny Kurd ateista pochodzący z muzułmańskiego domu powiedział mi, że Kudrowie alewi to dobrzy ludzie i to prawda.
Mój mąż ma 4 rodzeństwa. W zapisach USC widnieje jeszcze jedna „najstarsza” siostra, którą nigdy nie istniała, a zarejestrowano ją, aby pierwszy syn później poszedł do wojska. Na ile można wierzyć zapisom w urzędzie najstarszy brat jest koło 40stki, drugi koło 30stki, jedna siostra ma ponad 35 lat, a druga 16. Duży rozstrzał, ale tutaj to nic niezwykłego. Teściu jest jakieś 6 lat młodszy od teściowej i od 26 lat nic nie robi z powodu udaru mózgu, ale jest sprawny, tylko nie wolno mu się wysilać. Odkąd tu jestem kilka razy jechał do szpitala z powodu złego samopoczucia. Bezskutecznie próbuje rzucić palenie. Ma problemy z zasypianiem i późno wstaje, powoli chodzi, ale rozmawia normalnie, grywa w karty i nawet mnie ogrywał w Remika. Ma duże poczucie humory i bardzo pozytywny charakter. Jego żona wszystkim się za bardzo przejmuje, ale to wspaniała, pracowita kobieta. Nigdy nie chodziła do szkoły, nie umie czytać, ani pisać i mówi tylko po kurdyjsku (zna trochę tureckich słów, ale np. nie umie poprawnie wymówić „dobranoc”). 
Teściowa ma ok. 65 lat i sprawuje opiekę nad swoją ok. 87letnią teściową, która prawie nie chodzi, nie rozpoznaje rodziny, ale jest w stanie w miarę sama jeść i pić – czasem ktoś dla towarzystwa ją nakarmi. Dzięki temu mają pieniądze z emerytury babci i mamy, bo tata nie dostaje żadnej renty i dopiero czeka na wiek emerytalny. Na szczęście mają dużo pola i uprawiają tytoń. Kiedyś posiadali stację benzynową i taką kawiarnię z grą OK, ale z powodu nieoddanych przez klientów długów musieli sprzedać oba biznesy.
Wszyscy oprócz najmłodszej córki i mojego męża związali się z kimś z dalszej lub bliższej rodziny. Z resztą teściowie też są kuzynami. Na początku w głowie mi się to nie mieściło, ale już przywykłam. Wynikają z tego różne problemy, czy to z rozwojem dzieci, czy z ilością palców, czy też ogólnie z prokreacją – matka natura się broni, ale majątek pozostaje w rodzinie...
W domu za ścianą mieszka brat taty lat 55, który spłodził 5 córek i 1 syna, którego wysłali do Francji i tam ożenił się z Kurdyjką. 3 córki są już wydane za mąż, najstarsza za najstarszego brata mojego męża... Druga mieszka w Stambule i zajmuje się 2 małymi synkami, a mąż (jakimś cudem nie z rodziny) prowadzi sklep z alkoholem. Trzecia, niedawno wydana za mąż przeprowadziła się do pobliskiego miasta, wcześniej skończyła ekonomię na lokalnym Uniwersytecie, a małżonek (oczywiście kuzyn) prowadzi ze swoim ojcem biuro nieruchomości. Pozostałe 2 dziewczyny czekają na to, co im zaplanują rodzice. :D Najmłodsza kończy liceum, a starsza skończyła pielęgniarstwo.
Na lewo poniżej naszych zabudowań mieszka najmłodszy brat teścia. Niebieskooki pan przed 50stką, który wyłamał się i ożenił poza rodziną. Mają 3 córki (ok. 8, 14, 18 lat) i 1 syna (16 lat) o niebieskich oczach i mysich włosach.
Za nami, na prawo mieszkają kolejno: szwagierka z mężem (kuzynem) i synkiem, który o ile dobrze zrozumiałam powstał z inseminacji; siostra teścia z mężem; brat teściowej z żoną, córką (16 lat), synem ok.40 lat i jego żona z córkami bliźniaczkami (17mcy, też z inseminacji). W domu obok nich jest jakaś dalsza rodzina, a naprzeciwko nich córka siostry teścia, której mama (kolejna siostra teścia) zajmuje dom powyżej naszego. Tej siostrze mąż wcześnie umarł, a większość dzieci wyjechała za granicę do Francji i na Cypr.
Domy zazwyczaj mają ganki albo tarasy przystosowane do siedzenia w większej grupie, jedzenia tam i spania. Pisałam wcześniej, że w upalne lato sypiają na dachach, które są płaskie, ale jak ktoś ma małe dzieci i jest mu za gorąco na zabudowanym tarasie, to śpi z pociechami w wielkich przyczepach od traktorów. Na dachach suszy się owoce, pranie, uprawia winogrona itp. Często budynki mają kuchnie i łazienki z osobnym wejściem od zewnątrz, więc w zimie jest trochę chłodno.
We wiosce są 2 sklepiki, 1 plac zabaw z 10 drzewami szumnie nazwany parkiem, boisko, szkoła i przedszkole. Od 2 lat mają kontenery na śmieci, co i tak nie przeszkadza im nadal wyrzucać rzeczy do rowów. Ogólnie ludzie mało dbają tutaj o środowisko. Główna droga rozwidla się na 2 części i myślę, że przejście się do wszystkich 3 znaków drogowych z nazwą miejscowości zajęłoby max 30 min. ;)
Może nasuwać się pytanie, dlaczego nie uciekłam stąd od razu, jak to wszystko zobaczyłam? Odpowiedź jest prosta. W dzieciństwie jeżdżąc nad Morze Czarne zatrzymywaliśmy się u dalekiej rodziny w bułgarskiej wsi (bardzo podobnej do tej tureckiej) i pomimo braku luksusów, mam z tym miejscem wiele wspaniałych wspomnień. Do tego ludzie są tutaj na prawdę mili, ciepli i życzliwi. Takich rzeczy przez dłuższy czas nie da się udawać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz