Podobnie
jak podczas „dnia jak nie co dzień” opiszę brak tutejszego
planowania, który dotyczy obecnego weekendu. Wczoraj mąż
miał wrócić wcześniej z załatwień w mieście, ale
zadzwonił, że jedzie zobaczyć transakcję kupna-sprzedaży
mieszkania przeprowadzaną przez kuzyna z biura nieruchomości, a
później z nim wróci na wieś. Następnie zadzwonił po kilku
godzinach, że szwagier weźmie mnie i Małego Księcia do kuzyna i
zostaniemy na noc, bo tam nigdy nie byłam, a wkrótce wracamy do
Polski. Ja się spokojnie spakowałam, bo przy dziecku,
pieluszkowaniu wielorazowym i moich soczewkach, to nie kwestia
zabrania tylko piżamy. Szwagier wziął żonę i dziecko, bo też
jeszcze nigdy nie byli u kuzynostwa w nowym mieszkaniu. Co ciekawe w
„prezencie” przynieśli Colę, a ja na to nieplanowane wcześniej
spotkanie miałam tylko 1 nieotworzoną pieczoną soczewicę.
Mieszkanie
przepiękne. Urządzone w typowym, pełnym przepychu stylu.
Oczywiście z nazarem na ścianie i dywanem w kuchni. Poczęstowali
nas zamówionym lahmancunem (taki placek pszenny z warzywami i
mielonym mięsem), a potem sobie siedzieliśmy w pokoju pełnym
poduszek. Nastała pora spania małego, więc poszłam do innego
pokoju, ale kuzyn stwierdził, że tam za gorąco i przegonił
rodzinę do ciepłego pokoju, a mnie z powrotem do tego z poduchami.
W trakcie przejścia mąż przebąknął, że wracamy na wieś. Ja na
to, że „kiedy?”, skoro dziecko już prawie śpi, a przenosząc
go do auta na pewno go obudzimy, a rodzina rozsiadła się przed
telewizorem i nie zamierzała szybko wychodzić. Ostatecznie
zostaliśmy. Okazało się później, że siostra, zarządziła
powrót i faktycznie koło 22 pojechali.
Fot. lahmacun
Dziś
rano zainicjowałam wyjazd do galerii handlowej, ponieważ chcę
kupić tutejszym dzieciom trochę markowych ciuszków. Spakowałam
nas, gdyż myślałam, że od razu wrócimy na wieś, bo sklep po
drodze, ale mąż stwierdził, że pojedziemy później. Zakupy
skończyliśmy ok. 13 w sam raz na drzemkę Małego Księcia i jak
zajechaliśmy pod blok, mąż pyta mnie, czy wracamy na wieś. Ja nie
rozumiejąc, czy coś rozmawiał z rodziną powiedziałam, że
dziecko musi teraz spać i okazało się, że nie ma problemu jeszcze
zostać.
Zamówili
grillowanego kurczaka. Mały zasnął. Skroiłyśmy warzywa na
potrawkę i jak przyszedł kurczak, to nawet zdążyłam zjeść zanim
mały się obudził. Później książęta poszli spać i jak
mąż się obudził, to z nudów zażyczył sobie powrót i
obudził drugiego księciunia.
Na
koniec prosiłam Dużego Księcia, żeby dać prezenty dopiero przed
wylotem, bo po pierwsze, nie zdążyłam jeszcze wszystkim dzieciom
kupić i nie chcę, żeby czuli się zobowiązani do kupowania czegoś
nam, bo nie mamy miejsca ani bagażu ani w domu. ;) To oczywiście
pierwsze co zrobił, to prawie wręczył piżamkę z ceną! dziecku
brata, które akurat przyjechało w odwiedziny. Na szczęście w
ostatniej chwili powstrzymałam g,o ale oczywiście wyszłam na tą
złą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz