środa, 26 października 2016

Jak książę stara się o wizę... Część I – Od czego zacząć?


Załatwianie wizy Schengen (czyli takiej związanej z naszym zaproszenie) jest dużo bardziej skompilowane od poprzednich spraw, ale spokojnie dacie radę. To do dzieła:

1) Jeżeli zależy Wam na czasie zacznijcie przygotowania zanim PTT dostarczy zaproszenie. Niektóre dokumenty dostępne będą od ręki (np. potwierdzenie składek z tutejszego ZUS), na niektóre może trzeba będzie chwilę poczekać (np. zaświadczenie z pracy lub z policji), a za niektóre zapłacić (ubezpieczenie zdrowotne – z tym się nie spieszcie).
2) Zróbcie sobie listę papierów do kolekcjonowania wg spisu na stronie:
ambasady 
lub
vfsglobal
(poniżej zamieściłam spis po turecku).
3) Przeczytajcie kolejną notkę o nieścisłościach na w/w stronach dot. wymaganych dokumentów.
4) Jeżeli nadal coś jest niejasne możecie spokojnie zadzwonić czy to do ambasady, czy do vfsglobal i się dopytać. Są tam osoby mówiące po polsku.
5) Do wizy potrzebna jest rezerwacja lotu w obie strony, więc znajdźcie firmę, która nie każe płacić za bilety zaraz po dokonaniu rezerwacji. Jeżeli lot ma być w 1 stronę np. z powodu ślubu, należy to wyjaśnić w dodatkowym oświadczeniu. Przy zakupie biletu uważajcie na ubezpieczenia od rezygnacji z lotu, ponieważ rezygnacja nie może być z powodu nieprzyznania wizy...
6) Dla własnej wygody zbierajcie papiery do teczki, ale w przeciwieństwie do paszportu nie będziecie zostawiać jej w urzędzie.
7) Nie zszywajcie dokumentów, zrobią to urzędnicy w znanej sobie kolejności.
8) Nie podpisujcie kopii „za zgodność z oryginałem”.


poniedziałek, 17 października 2016

Kiedy Księżniczka zaprasza swojego księcia... Cześć III – Podsumowanie


Pomyślałam, że zbiorę w zwięzłą całość najważniejsze rzeczy dot. zaproszenia:

1) Czytamy wszystko dot. zaproszenia cudzoziemców na stronie urzędu wojewódzkiego plus najczęściej zadawane pytania, a na końcu moje wcześniejsze wpisy. ;)
2) W razie niejasności dzwonimy/idziemy do odpowiedniego urzędu. (Urzędnicy naprawdę nie gryzą.) ;)
3) Przygotowujemy formularz zaproszenia – ściągamy na dysk/drukujemy lub zabieramy z urzędu – do wyboru do koloru.
4) Książę dla naszej wygody przesyła np. mailem zdjęcie strony z danymi z paszportu i dowodu (co ciekawe jeśli musiałby w międzyczasie wymienić dowód, to nr identyfikacyjny pozostaje bez zmian).
5) Potrzebny nam będzie nr paszportu i dowodu, imiona rodziców, dokładny adres (trzeba być czujnym, bo może nie być w dowodzie kodu miejscowości, ja szukałam w Googlach) itp. - wszystko jest napisane w formularzu.
6) Zbieramy kasę ;) i dokumenty potwierdzające zarobki (w przypadku zapraszających rodziców zarobki obu małżonków i ew. studiujących dzieci).
7) Odnajdujemy oryginalne dokumenty dotyczące własności mieszkania. (W przypadku wynajmu trzeba mieć zgodę najemcy).
8) Piszemy oświadczenie o zgodzie współwłaścicieli mieszkania i osób zameldowanych na zaproszenie cudzoziemca.
9) Wypełniamy formularz, sprawdzamy go 10 razy, podpisujemy, kserujemy dokumenty, przelewamy pieniądze za wydanie zaproszenia, drukujemy potwierdzenie przelewu.


Powodzenia Księżniczki! :)

piątek, 14 października 2016

Kiedy Księżniczka zaprasza swojego księcia... Część II – Zaproszenie


Gdy książę zdobył paszport możesz wypełnić formularz oficjalnego zaproszenia cudzoziemcy, który jest dostępny w odpowiednich działach stron urzędów wojewódzkich lub w urzędach (wystarczy wpisać w Google: „zaproszenie cudzoziemców >>nazwa województwa<<”).

Adres dla małopolski to:

Koniecznie zapoznajcie się z działem „Wymagane dokumenty”, bo są różne przypadki (inne papiery musi dostarczyć emeryt, inne przedsiębiorca, a inne osoba wynajmująca mieszkanie). Dlatego polecam zadzwonić do urzędu przed złożeniem formularza i upewnić się, że przygotowałyście to co trzeba, zwłaszcza jeżeli chciałybyście wszystko załatwić drogą pocztową (bo jest taka możliwość).

Poniżej dzielę się informacjami dot. mojej sytuacji, których nie znalazłam na stronie, a okazały się istotne:
1) Ponieważ nie mam na własność mieszkania o zaproszenie wystąpili rodzice, a dokładnie mama jako współwłaścicielka domu (dobrze jest mieć odpowiedni metraż, aby urzędnik wiedział, że pobyt nie będzie zbyt uciążliwy dla naszego księcia).
2) Dowodem na posiadanie domu jednorodzinnego, do którego zaprasza się cudzoziemce jest oryginalny akt notarialny (nie oryginalny odpis) i najlepiej opłacony podatek za dany rok.
3) Zgodę na zaproszenie musi wyrazi nie tylko współwłaściciel domu, ale każda zameldowane w nim osoby.
4) Gdy współmałżonkowie nie mają spisanej intercyzy, oprócz zgody współmałżonka na zaproszenie obcokrajowcy do wspólnych włości wymagana jest informacja o jego zarobkach lub zarobki zapraszającego muszą wystarczyć dla wszystkich. Również jeżeli w rodzinie jest osoba studiująca, nawet po obronie mgr musi się wykazać, że jest ona zdolna sama się utrzymać lub trzeba mieć na nią odpowiednie środki co miesiąc.
Przykładowa suma środków jakimi musi dysponować w 1 miesiącu kobieta zapraszająca 1 cudzoziemce, nie mająca intercyzy z małżonkiem, który wyraził zgodę, ale nie dostarczył zaświadczeń z pracy:
żona + mąż + dziecko + obcokrajowiec = 4 (osoby) * 515 zł + 2500 zł (na bilet powrotny do kraju poza UE) = 4560
5) Oficjalny czas na wydanie zaproszenia to 4 tyg., ale urzędnicy sami mówią, że dają radę w 2 tyg. i teoretycznie mogą poinformować nas telefonicznie, gdy zaproszenie będzie gotowe. Na wszelki wypadek jednak lepiej zadzwonić samemu, gdyby rozmowy wychodzące w danym dniu były zablokowane w urzędzie, bo i tak się zdarza... ;D
6) Zaproszenie może być wydane maksymalnie na 90 dni, ale wiza może być przyznana na krótszy okres!
7) Wpisując termin zaproszenia w formularzu dobrze jest wyliczyć, ile dni zajmą formalności: wydanie zaproszenie (indywidualne w każdym urzędzie - nawet 2 miesiące!), przesyłka (ok.10 dni roboczych i trzeba uwzględnić święta tureckie, bo czasem przez tydzień zamknięte są wszystkie urzędy), wiza (max. 15 dni roboczych).
Przykład dla 2016 r. uwzględniający weekendy: przynosimy do urzędu formularz zaproszenia w dn. 1.09, więc teoretyczny termin wydania to 30.09, przesyłka powinna dotrzeć 14.10, mamy umówiony termin składania wniosku wizowego na 17.10, więc decyzja zapadnie najpóźniej 4.11 (i od tej daty liczymy max. 90 dni).
Liczymy dokładną liczbę dni, nie na oko, czyli zapraszając od 5.11 do 26.11 mamy 22 dni.
W naszym przypadku załatwienia poszły dużo szybciej, dlatego warto pytać urzędników o obłożenie pracą.
8) Sprawdźcie wszystko po 10 razy, bo literówka w nazwisku, albo miejscowości może być później problemem przy wystawianiu wizy.
9) Całkowity koszt operacji (kserowanie dokumentów, wydruk formularza, późniejsze przesłanie i wydanie zaproszenia) nie powinien przekroczyć 50 zł.
10) Do wydanego zaproszenia potrzebujecie w Turcji ksero dowodu osoby zapraszającej.
11) Zaproszenie i ksero dowodu można wysłać za granicę listem poleconym priorytetowym za ok. 16 zł.
12) Osoba zapraszana i tak musi do wizy wykazać środki na swoje utrzymanie się za granicą, sama się ubezpieczyć i mieć bilet w obie strony. :)


Na koniec, dla wnikliwych ustawa dot. cudzoziemców:
Art. 49 - 57 ustawy z dnia 12 grudnia 2013 r. o cudzoziemcach ( Dz. U. z 2013 r. poz. 1650, z późn. zm.)

oraz bardziej przydatny link:

Poniżej fotografia zaproszenia. :)



środa, 12 października 2016

Kiedy Księżniczka zaprasza swojego księcia... Część I – Paszport


Tureccy książęta rzadko opuszczają swoją republikę. Nie tylko z patriotycznych pobudek, ale również w związku z wyzwaniem jakim jest zdobycie wizy. Dlatego prawdopodobnie pierwszą rzeczą, z którą Twój książę będzie musiał zmierzyć będzie wyrobienie paszportu. To żadna ujma na honorze nie mieć tutaj paszportu. Przede wszystkim to ogromny wydatek, ale na szczęście niedużo formalności.

Ten opis dotyczy biura paszportowego w miejscowości Alanya. Dobrze jest zadzwonić do niego wcześniej, zapytać o ew. rezerwację terminu (w tym roku nie było takiej potrzeby, ale wszystko może się zmienić), godziny otwarcia biura, umiejscowienie kasy (i jej godziny otwarcia) oraz całkowite koszty.

1) Paszport na 10 lat kosztuje ok. 630TL, do tego zdjęcia biometryczne ok. 15 TL (ilość zdjęć wystarczy jeszcze do wizy i do portfela mamy ;))
2) Kasa, w której można uiścić opłatę za całą operację oddalona jest ok. 30 min. od biura paszportowego i otwarta jest o godzinę krócej. W biurze paszportowy dostajemy karteczkę z ceną, a w kasie dają nam potwierdzenie uiszczenia opłaty.
3) Trzeba płacić gotówką. Umiejscowienie bankomatów nie jest na bieżąco uaktualniane w Google maps. Dość dużo różnych bankomatów znajduje się koło dworca autokarowego w pobliżu biura paszportowego.
4) Do paszportu, w biurze pobierane są wszystkie odciski palców.
5) Trzeba mieć własną teczkę (może być taka miękka, plastikowa z 1 folią), do której urzędnicy wkładają dokumenty potrzebne do wyrobienia paszportu.
6) Teoretyczny termin realizacji to 2 tygodnie, ale udało się w krócej niż tydzień. :)
7) Paszport dostarczany jest pod wskazany adres.


poniedziałek, 10 października 2016

Pamukkale czyli bawełniany zamek


Być w Turcji i nie zobaczyć Pamukkale to grzech. Ja popełniłam go rok temu i w tym obiecałam sobie mocną poprawę. Udało się, bo byłyśmy razem z A. zdeterminowane. :) Zaczęłyśmy od wypytywania naszych rezydentów o możliwość zabrania się autokarem z gośćmi i zapłacenie tylko za wstępy na atrakcje na miejscu. Nie było o tym mowy. Nic nie dało się załatwić bez wiedzy przełożonych, a oni zaproponowali nam kwotę wyższą niż lokalne, polskie biuro podróży... W cenie w prawdzie wliczony był basen Kleopatry i wygodny autokar, ale dla zasady wolałyśmy nie dać zarobić na sobie naszej kochanej korporacji... Poza tym 10 EUR za tę sadzawkę, która nawet nie widziała Kleopatry, to mocna, marketingowa przesada, zwłaszcza gdy ma się i tak za mało czasu na zwiedzenie pozostałych rzeczy.

Sprawdziłyśmy również, jak same możemy zorganizować sobie taką wycieczkę, bo we dwie Turcja nam nie straszna, a każdy lir przydatny. Trudno było mi jednak znaleźć jedno wiarygodne źródło wiedzy o biletach wstępu i przejazdach. Większość opisów była mocno zdezaktualizowana, a oficjalna strona obiektu niezbyt dobrze wypozycjonowana w wyszukiwarce. Ale już wiem, że obecnie wstęp do Hierapolis to 35TL (w tym są tarasy, ale brak wstępu do muzeum i basenu Kleopatry: http://www.muze.gov.tr/tr/muzeler/pamukkale-hierapolis-orenyeri), a dojazd z Alanii do Denizli autokarem (bardzo dobry standard: https://www.pamukkale.com.tr) to ok. 65TL. Później trzeba jeszcze dojechać busikem z dworca autokarowego do antycznego miasta, dokładnej ceny nie znam, ale pewnie z 1 EUR. Czyli całkowity koszt z przejazdem w obie strony to min. 171 TL czyli jakieś 57 EUR (nie ma w tym oczywiście przewodnika, posiłków, ani ubezpieczenia).
Wybrałyśmy więc wspomnianą wcześniej, małą, rodzinną firmę i termin zaraz przed wielkim świętem tureckim, ale na szczęście, a może właśnie dlatego, nie było dużego ruchu. Start z hotelu za Alanią o 3:35. Podjechał nieduży busik, z klimatyzacja, ale na ostatnie siedzenia gorzej docierało chłodzenie, wiec w okolicach południ zasłaniałyśmy okna i wachlowałyśmy się.
O 8:30 dojechaliśmy na śniadanie z darmowymi: kawa/herbata i europejskim WC. Przerwa trwała 30min.
Do antycznego miasta z tarasami dotarliśmy o 10:10 i mieliśmy czas do 13:30. Stanowczo za krótko, bo to cudowne miejsce. Polska przewodniczka opowiedziała o kilku zabytkach i zostawiła nam czas wolny przy basenie Kleopatry. Tam były darmowe toalety, gdzie warto się przebrać w kostium idąc na tarasy, które są bardzo blisko. Ja nawet założyłam dopiero wtedy soczewki.
Na tarasach również sporo ludzi, ale dało się rozebrać do kostiumu, zrobić ładne zdjęcia i skorzystać z wody (niezapomniane, relaksujące chwile, a do tego podobno zdrowo). Po tarasach trzeba chodzić boso i jest bardzo ślisko. Na szczęście miałam plecak i mogłam tam wcisnąć moje tureckie balerinko-gumiaczki i mieć wolne ręce do łapani równowagi i robienia zdjęć. Selfiestick zdał wzorowo egzamin, nawet sobie nawzajem wygodniej z niego robić zdjęcia.
Zaraz po zwiedzaniu pojechaliśmy na lunch, który trwał ok. 35mim. Dostępny był szwedzki stół, wiec nawet dla wegetarian się coś znalazło, ale nie było darmowych napojów (o czym wiedziałyśmy). Ja nie popijam jedzenia, wiec cen nie znam, ale wybór był duży od coli po piwo Efes. ;)
Kolejnym etapem wycieczki były odwiedziny sklepu z bawełną od 14:30 do 15:00. Nasze nastawienie do zakupów, zwłaszcza po obiadku i zarwanej nocy, było średnie, ale stosunek ceny do jakości oferowanych produktów tak nas zaskoczył, że zaopatrzyłyśmy się w kilka rzeczy (od majtek po obrusy).
W drodze powrotnej była jeszcze jedna przerwa na darmowe WC i do naszego hotelu wróciłyśmy o 21:00.
Wszystko przebiegło bardzo sprawnie i profesjonalnie. Cena wycieczki (uwaga reklama!) Metin Tour (http://metintour.pl/) bardzo dobra, do tego promocja – 10% za przelew na polskie konto.
U rezydentów normalnie jest o 40% drożej (dla nas w porównaniu z Metinem było drożej o wstęp na basen, z którego i tak byśmy nie skorzystały).

Na koniec kilka uwag:
- Hierapolis to antyczne miasto, po którym odrobinę trzeba się powspinać, więc dobrze jest założyć coś bezpieczniejszego niż japonki (tutaj m.in. mapa obiektu: http://pamukkale.gov.tr/tr/Antik-Kentler/Pamukkale-Hierapolis),
- wapienne terasy są poniżej miasta, ale wszystko stanowi całość,
- podobno woda wapienna wysycha, więc trzeba się spieszyć ze zwiedzaniem,
- najlepiej spakować się w plecak, nie torbę,
- przydadzą się ze 4 buteleczki mineralnej i mimo posiłków jakieś przekąski, nawet owoce,
- niezbędny jest selfiestick, podusia i wachlarz, kostium, krem z filtrem, kapelusz i dobre okulary z antyrefleksem, bo od białych tarasów w południe bardzo odbija się słonce. ;)


sobota, 8 października 2016

Wstęp


Od jakiegoś czasu chciałam zmierzyć się z własnym blogiem, aby w niedalekiej przyszłości popełnić książkę. Teraz, będąc dobrowolnie zmuszona do niewiele robienia stwierdziłam, że długo nie będzie tak dobrego momentu, żeby rozpocząć moją przygodę z pisaniem. Skoro już zaczęłam, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć miłej lektury.

Dlaczego Turcja? Wszystko wina mojego podeszłego wieku. Ale od początku...
Był ciepły sobotni, kwietniowy poranek. Radioaktywne powietrze znad Ukrainy powoli zmierzało na powitanie nowo-narodzonej Ingi. Rozszczepiony uran odbił trwałe piętno na jej przyszłym życiu, jak i pewnie całego rocznika 86. ;)
Przenieśmy się nieco w czasie. Na studiach wzięłam udział w turnieju Cashflow101, który nauczył mnie więcej o inwestowaniu niż moje ekonomiczne wykłady. ;) Gra nie należy do idealnych, ale daje do myślenia. Wtedy zasiała w moim sercu biznesowe ziarnko, które czekało cierpliwie na lepszy grunt.
Na szczęście, w końcu doczekało się rzeczy niezbędnych do otwarcia pierwszej firmy: mojej otwartości do ludzi, podniesienia poczucia własnej wartości i pieniędzy unijnych. :) W miarę rozwoju działalności okazało się, że to czego robię najwięcej i sprawia mi ogromną radość nosi fachowe miano „animowania”.
Po dwóch latach koszty prowadzenia działalności wzrosły dwukrotnie, a przychody niestety nie, więc nadszedł czas na zmiany. Najpierw udałam się na szkolenie animatorów, trochę dla papieru, trochę dla nowych umiejętności. Tam dowiedziałam się o animacjach hotelowych i stwierdziłam, że to świetne wyzwanie.
Wiedziałam, że jestem już stara i nie mam za wiele wspólnego z Turystyka i Rekreacją, więc w tej branży musiałam znaleźć pracę przed zamknięciem roku akademickiego, zanim studenci AWFów ruszają na podbój kurortów. Pierwsza oferta, która pojawiła się w kwietniu pochodziła od szanowanej firmy i dotyczyła właśnie Turcji.
Kraj ten był mi obojętny. Do tej pory większość zagranicznych wczasów spędzałam w Bułgarii (i to na kwaterach, a nie w hotelach), więc stwierdziłam, że chętnie poznam coś nowego.
I poznałam. Nową siebie i nowy świat... Ale o tym później. :)