środa, 12 września 2018

Kurdyjska przygoda – cz. VI Dzień jak nie co dzień

Kiedyś przeczytałam w biznesowej książce, że narody południowej Azji mają problemu z planowaniem i dotrzymywaniem terminów. Teraz widzę, to dokładnie u mojej rodziny. Dla przykładu opiszę dzisiejszy dzień.
Wczoraj umawiałam się z kuzynem męża, że rano jak będzie jechać do pracy, to się z nim zabierzemy do miasta. Po śniadaniu patrzę, jak do jego auta wsiada teściu z synem i jadą do szpitala, bo się znów źle poczuł. Mąż jak gdyby nigdy nic mówi, że zaraz wybieramy się do miasta ze szwagrem.
Zależało mi na odwiedzeniu dużej galerii handlowej, bo w 1 miejscu jestem w stanie załatwić wiele rzeczy, a Mały Książę ma też rozrywkę w postaci placyku zabaw, jest też wygodne miejsce do nakarmienia dziecka i nie ma problemu z wysokimi schodami jak do niektórych sklepów w centrum. Potrzebuję przed powrotem do Polski kupić trochę prezentów, a z dzieckiem zakupy trwają 2x dłużej.
Mąż był umówiony na 45 min spotkanie w pobliżu tego marketu, więc myślałam, że mnie tam wyrzucą i potem po mnie wrócą, ale nie! Po drodze zawieźliśmy jeszcze wyniki badań do szpitala, bo teściu zapomniał. W szpitalu nie mogliśmy go znaleźć i byliśmy już spóźnieni. Po drodze dowiaduję się, że będziemy czekać na męża, aż skończy i dopiero potem pojedziemy na zakupy. Dobrze, że spakowałam wózek, bo przejechaliśmy się swobodnie do sklepu, w którym dawno nie byłam.
Duży Książę skończył jednak wcześniej i musiał czekać, aż wrócimy. Zamiast do galerii najpierw pojechaliśmy do centrum po niezbędne w domu produkty, potem na bazar i na końcu zjeść kebaba, gdzie spotkaliśmy kuzyna, z którym pierwotnie mieliśmy przyjechać do miasta. Oczywiście na moje prezentowe zakupy, po które się wybrałam nie było już siły, ani miejsca w bagażniku. :D Do tego byliśmy z 2 małych dzieci, upał, pora spania Małego Księcia, więc trzeba było wracać.

Fot. kebap

To nie koniec mistrzowskiego planowania. Jak mały zasnął. Przychodzi do mnie szwagierka pytając, czy można zmienić nazwisko na bilecie lotniczym. Okazało się, że mąż (brat mojego męża) i jej siostra mają dziś lecieć do innej siostry do Stambuły, bo ciężko zachorował jej synek i jednak mama szwagierki zdecydowała się polecieć zamiast swojej młodszej córki. Oczywiście nie dało się zmienić rezerwacji, ale chyba na lotnisko pojechali wszyscy spakowani, jakby się jednak dało.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz