Jedną
z przestróg przed mieszanymi związkami z książętami są różnice
kulturowe. Czy faktycznie tak wiele się różnimy? Zobaczmy:
-
Pierwsze, o co każdy pyta, to traktowanie kobiet. Jak pisałam
wcześniej wyznawczynie alewi nie noszą chust, ani nie muszą
zakrywać się od szyi po kostki. Ogólnie rzecz biorąc życie tutaj
przypomina mi wczesne lata 90te z odrobiną nowoczesnych technologii.
Na wsi faceci są od myślenia i ciężkich prac fizycznych, a kobity
od robót domowych i wsparcia na roli. W mieście sytuacja wygląda
nieco inaczej, bo kobiety pracują w bankach, sklepach, urzędach.
Obalam też stereotyp, jakoby mężczyźni nie zajmowali się swoimi
małymi dziećmi. Noszą, karmią, bawią się. Brat męża, jako że
nie ma pracy, siedzi z 2 letnią córką, sprząta, gotuje (i to
pysznie), a żona pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Jedynie,
faktycznie w pierwszej kolejności myśli się o tym, żeby to
mężczyzna (ale ten starszy) miał gdzie usiąść jako
pierwszy. Ale np. moja młoda szwagierka jest bardzo pyskata i
buntuje się, gdy ciągle coś od niej chcą. Do tego jest zła na
śluby między rodziną, bo ma po 4 palce u stóp. Poza tym nie
krępuje się pogadać o okresie, a wydaje mi się, że w jej wieku
był to dla mnie temat tabu, więc mam tutaj do czynienia z
postępowymi dziewczynami. ;)
-
Całowanie w rękę nie tylko kobiet. Ten zwyczaj mnie najbardziej
śmieszy i przypomina starodawne czasy, o których czytałam w
książkach. Najczęściej całuje się dłoń starszych osób i
przykłada ją potem do czoła. Ja się wyłamuję z tego zwyczaju,
ale można na tym zyskać, bo w święta powinno się dostać po tym
kasę. ;) Do tego jeżeli chodzi o powitania, to zazwyczaj całuje
się 2 razy w policzki i przytula 2 razy na skos. Nawet faceci,
którzy żyją w dobrych relacjach witają się przykładając sobie
boki czół do siebie też 2 razy.
-
Całowanie w policzek cudzych dzieci. U nas też to się zdarza, ale
tutaj to jest nagminne. Myślałam, że może dlatego, że większość
osób jest jakoś spokrewniona i żyją w bliskich relacjach, ale
koleżanka wysłała mi turecki plakat z małym wyszminkowanym
dzieckiem z hasłem „Nie całuj mnie!”. Mnie to bardzo denerwuje
i potem myję buzię Małego Księcia. Do tego często szczypie
się pieszczotliwie dzieci w policzek, czasem nawet mocno.
-
Mało dbają o higienę. Niestety muszę to napisać i nie dotyczy to
tylko wsi, chociaż wiem, że w polskich wioska jest podobnie
(koleżanka jak się przeprowadziła poza miasto, to się zdziwiła,
że tylko w soboty wieczorem są problemy z dostępnością wody).
Jak pracowałam w hotelu, to niektórzy tureccy animatorzy mając
dostęp do darmowej wody, środków czystości i pralki potrafili się
długo nie myć i nie prać i niestety od nich śmierdziało.
Oczywiście to nie reguła (mój mąż się wyłamał – nawet
rzucił raz pracę, bo współpracownicy się nie myli), ale od
czegoś się wzięło, że „turkish shower” to spryskiwanie się
z góry do dołu perfumami zamiast wodą z mydłem. Z drugiej zaś
strony przy odwiedzinach zawsze udostępniają wodę kolońską do
obmycia dłoni. Żeby usprawiedliwić wieś dodam, że zdarzały się
tutaj przerwy w dostępie wody. Teraz jest z tym lepiej, ale stare
nawyki ciężko zmienić. ;)
-
Wiadro zamiast prysznica. Jak już jestem przy temacie mycia, to
ciekawe jest, że mając nowoczesną łazienkę, nadal jak za dawnych
czasów myją się nalewając wodę do wiadra i polewając się z
małej miseczki. Wiem to dlatego, że jak ja biorę normalny prysznic
(one są tutaj zazwyczaj bezkabinowe), to jest dużo mniejszy rozrzut
wody. No i widzę, że wiadro było używane. ;)
-
Panuje tutaj duży kult złota. Na ślub, z okazji urodzin,
obrzezania dostaje się złoto. Zamężna kobieta chodzi cała w
złotych ozdobach. Dzieci dla odegnania „złego spojrzenia” mają
złote monety przypięte do bluzek. Fajny zwyczaj, jak się dostaje.
;)
-
Nazar - oko proroka. W domach, żeby odegnać „złe spojrzenie”
wieszają takie dziwne i raczej brzydkie ozdoby z okiem proroka i to
nie tylko na wsi. Nawet w pięknych, nowocześnie umeblowanych
mieszkaniach, ale faktycznie jak ktoś zobaczy takie bogactwo, a
potem spojrzy na to dziwo, to nie pozazdrości. ;)
-
Dla odegnania zła posypują człowieka dookoła solą. Fajnie, bo
sól zabija bakterie i odgania mrówki.
- Na
wsi raz na jakiś czas jeździ samochód rozpylający coś, co zabija
muchy. W pobliskim mieście podobno codziennie tak robią. Jeden pan
ze Stambułu nie wiedział, co to i wziął łyk takiego zadymionego
powietrza, a podobno to strasznie śmierdzi i aż zwymiotował... Ja
jak przyjeżdżają siedzę zamknięta z dzieckiem w pokoju. Nawet
pranie wcześniej zbieramy. Oczywiście nikt nigdy nie wie, kiedy
dokładnie ten syf będzie rozpylany.
-
Tego roku miałam nikłą przyjemność zobaczenia na czym polega
Kurbam bayrami. To taka jakby wigilia, tylko zamiast karpia zabija
się kózki i to nawet w miejskich ogródkach pod balkonami. Świętuję
się tym niezabicie Izaaka przez Abrahama. Problem polega na tym, że
te zwierzęta potrafią być przewożone w bagażnikach
samochodów osobowych, a niezjadane resztki zamiast do kontenerów
wyrzucane są w pole i przez dłużysz czas nie da się spokojnie
spacerować po okolicy.
-
Chleb do makaronu. To prawda, chleb tutaj je się ze wszystkim –
arbuzem, makaronem, ryżem i nawet bulgurem! Małym
dzieciom drobi się chleb do jogurtu. Niektórym już trzeba
wprowadzać dietę bezglutenową. Niestety mieszanka bezglutenowa do
wypieku chleba ze znanego marketu na bazie mąki ryżowej ma dodatek
cukru i oleju palmowego.
-
Są bardzo głośni. Czasem nie wiem kiedy się kłócą, a
kiedy normalnie rozmawiają. Na początku Mały Książę nie mógł
zasnąć w dzień przez hałasy z zewnątrz, ale teraz się
przyzwyczaił, chociaż nadal nie przebije tutejszych dzieci, koło
których można normalnie mówić jak śpią.
-
Nic nie planują. Może to zbyt duże uogólnienie, ale tutaj nawet
nie ma zegarka w domu. Czas sprawdzam na telefonie. Ale pomimo chaosu
wszystko ma swoją stałą porę. Złapałam się na tym, że
jak sprawdzałam po kolacji zegarek, to wskazywał mniej więcej tę
samą godzinę. Nie wiem też jak moja niepiśmienna teściowa to
robiła, że wiedziała, że musi obudzić mojego Księcia, jak
miał rano załatwienia w mieście i nie nastawiał budzika,
żeby nie obudzić dziecka.
-
Jeżdżą jak wariaci, w więcej osób niż przewiduje producent, bez
fotelików dla dzieci. Ma to też dobre strony, bo jeździmy 1
samochodem z rodziną szwagierki i się mieścimy. :D
-
Śmiecą i nie dbają o środowisko. Ich eko-świadomość jest na
takim poziomie, że ostatnio widziałam w „kompoście” rozbitą
żarówkę energooszczędną (tą z rtęcią), kury jedzące
wyrzucony styropian i plastik (butelki, worki, nakrętki) w ogrodzie,
a potem mówią, że jedzą „organik” winogrona, bo nie ze
sklepu.
- Edukacja jest na niskim poziomie. Nawet po studiach nie są zbyt bystrzy. Z językiem obcym też kiepsko mimo zaawansowanych podręczników. W niewielu domach widziałam książki, a wątpię, żeby korzystali z e-booków. Do tego stopnia nie ogarniają, że jak już się nauczą jakiegoś języka na emigracji, to mówią do mnie w nim, mimo że ja się go nigdy w życiu nie uczyłam i więcej rozumiem po turecku o czym oczywiście im mówiłam...
-
Śpią na dachu, albo w przyczepie od traktora, śpią całymi
rodzinami w jednym pokoju. Kiedyś wieczorem zadzwoniłam do
ówczesnego mojego narzeczonego, a on na to, że nie możemy
rozmawiać, bo tato śpi. Okazało się, że w zimie w tym pokoju, w
którym rezydował mój Książę jest najcieplej, a że teściu
chory, to wolał z nim spać niż z żoną. ;) Teraz mając do
dyspozycji 2 pokoje (w pozostałych dwóch jest graciarnia, ale na
upartego można spać) śpią we trójkę z 16letnią córką w 1
pokoju. Kiedy pierwszy raz tutaj przybyłam mój ówczesny chłopak
stwierdził, że może będę spać w 1 pokoju z siostrą, ale
rodzice okazali się bardziej postępowi i przygotowali nam pokój
razem. ;)
W
moim odczuciu nie różnimy się aż tak, żeby nie dało się tego
zaakceptować. Do tego mój Książę kilka lat spędził w dużych
miastach, wśród Europejczyków i poznał inne życie. Na pewno
byłoby mi lepiej ze zrozumieć co się dzieje, co będziemy robić,
gdybym znała dobrze język. Oni są dla mnie bardzo mili i pomocni
na tyle na, ile jesteśmy w stanie się dogadać.