niedziela, 23 września 2018

Kurdyjska przygoda – cz. IX Dziwne zwyczaje

Jedną z przestróg przed mieszanymi związkami z książętami są różnice kulturowe. Czy faktycznie tak wiele się różnimy? Zobaczmy:

- Pierwsze, o co każdy pyta, to traktowanie kobiet. Jak pisałam wcześniej wyznawczynie alewi nie noszą chust, ani nie muszą zakrywać się od szyi po kostki. Ogólnie rzecz biorąc życie tutaj przypomina mi wczesne lata 90te z odrobiną nowoczesnych technologii. Na wsi faceci są od myślenia i ciężkich prac fizycznych, a kobity od robót domowych i wsparcia na roli. W mieście sytuacja wygląda nieco inaczej, bo kobiety pracują w bankach, sklepach, urzędach. Obalam też stereotyp, jakoby mężczyźni nie zajmowali się swoimi małymi dziećmi. Noszą, karmią, bawią się. Brat męża, jako że nie ma pracy, siedzi z 2 letnią córką, sprząta, gotuje (i to pysznie), a żona pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Jedynie, faktycznie w pierwszej kolejności myśli się o tym, żeby to mężczyzna (ale ten starszy) miał gdzie usiąść jako pierwszy. Ale np. moja młoda szwagierka jest bardzo pyskata i buntuje się, gdy ciągle coś od niej chcą. Do tego jest zła na śluby między rodziną, bo ma po 4 palce u stóp. Poza tym nie krępuje się pogadać o okresie, a wydaje mi się, że w jej wieku był to dla mnie temat tabu, więc mam tutaj do czynienia z postępowymi dziewczynami. ;)
- Całowanie w rękę nie tylko kobiet. Ten zwyczaj mnie najbardziej śmieszy i przypomina starodawne czasy, o których czytałam w książkach. Najczęściej całuje się dłoń starszych osób i przykłada ją potem do czoła. Ja się wyłamuję z tego zwyczaju, ale można na tym zyskać, bo w święta powinno się dostać po tym kasę. ;) Do tego jeżeli chodzi o powitania, to zazwyczaj całuje się 2 razy w policzki i przytula 2 razy na skos. Nawet faceci, którzy żyją w dobrych relacjach witają się przykładając sobie boki czół do siebie też 2 razy.
- Całowanie w policzek cudzych dzieci. U nas też to się zdarza, ale tutaj to jest nagminne. Myślałam, że może dlatego, że większość osób jest jakoś spokrewniona i żyją w bliskich relacjach, ale koleżanka wysłała mi turecki plakat z małym wyszminkowanym dzieckiem z hasłem „Nie całuj mnie!”. Mnie to bardzo denerwuje i potem myję buzię Małego Księcia. Do tego często szczypie się pieszczotliwie dzieci w policzek, czasem nawet mocno.
- Mało dbają o higienę. Niestety muszę to napisać i nie dotyczy to tylko wsi, chociaż wiem, że w polskich wioska jest podobnie (koleżanka jak się przeprowadziła poza miasto, to się zdziwiła, że tylko w soboty wieczorem są problemy z dostępnością wody). Jak pracowałam w hotelu, to niektórzy tureccy animatorzy mając dostęp do darmowej wody, środków czystości i pralki potrafili się długo nie myć i nie prać i niestety od nich śmierdziało. Oczywiście to nie reguła (mój mąż się wyłamał – nawet rzucił raz pracę, bo współpracownicy się nie myli), ale od czegoś się wzięło, że „turkish shower” to spryskiwanie się z góry do dołu perfumami zamiast wodą z mydłem. Z drugiej zaś strony przy odwiedzinach zawsze udostępniają wodę kolońską do obmycia dłoni. Żeby usprawiedliwić wieś dodam, że zdarzały się tutaj przerwy w dostępie wody. Teraz jest z tym lepiej, ale stare nawyki ciężko zmienić. ;)
- Wiadro zamiast prysznica. Jak już jestem przy temacie mycia, to ciekawe jest, że mając nowoczesną łazienkę, nadal jak za dawnych czasów myją się nalewając wodę do wiadra i polewając się z małej miseczki. Wiem to dlatego, że jak ja biorę normalny prysznic (one są tutaj zazwyczaj bezkabinowe), to jest dużo mniejszy rozrzut wody. No i widzę, że wiadro było używane. ;)
- Panuje tutaj duży kult złota. Na ślub, z okazji urodzin, obrzezania dostaje się złoto. Zamężna kobieta chodzi cała w złotych ozdobach. Dzieci dla odegnania „złego spojrzenia” mają złote monety przypięte do bluzek. Fajny zwyczaj, jak się dostaje. ;)
- Nazar - oko proroka. W domach, żeby odegnać „złe spojrzenie” wieszają takie dziwne i raczej brzydkie ozdoby z okiem proroka i to nie tylko na wsi. Nawet w pięknych, nowocześnie umeblowanych mieszkaniach, ale faktycznie jak ktoś zobaczy takie bogactwo, a potem spojrzy na to dziwo, to nie pozazdrości. ;)
- Dla odegnania zła posypują człowieka dookoła solą. Fajnie, bo sól zabija bakterie i odgania mrówki.
- Na wsi raz na jakiś czas jeździ samochód rozpylający coś, co zabija muchy. W pobliskim mieście podobno codziennie tak robią. Jeden pan ze Stambułu nie wiedział, co to i wziął łyk takiego zadymionego powietrza, a podobno to strasznie śmierdzi i aż zwymiotował... Ja jak przyjeżdżają siedzę zamknięta z dzieckiem w pokoju. Nawet pranie wcześniej zbieramy. Oczywiście nikt nigdy nie wie, kiedy dokładnie ten syf będzie rozpylany.
- Tego roku miałam nikłą przyjemność zobaczenia na czym polega Kurbam bayrami. To taka jakby wigilia, tylko zamiast karpia zabija się kózki i to nawet w miejskich ogródkach pod balkonami. Świętuję się tym niezabicie Izaaka przez Abrahama. Problem polega na tym, że te zwierzęta potrafią być przewożone w bagażnikach samochodów osobowych, a niezjadane resztki zamiast do kontenerów wyrzucane są w pole i przez dłużysz czas nie da się spokojnie spacerować po okolicy.
- Chleb do makaronu. To prawda, chleb tutaj je się ze wszystkim – arbuzem, makaronem, ryżem i nawet bulgurem! Małym dzieciom drobi się chleb do jogurtu. Niektórym już trzeba wprowadzać dietę bezglutenową. Niestety mieszanka bezglutenowa do wypieku chleba ze znanego marketu na bazie mąki ryżowej ma dodatek cukru i oleju palmowego.
- Są bardzo głośni. Czasem nie wiem kiedy się kłócą, a kiedy normalnie rozmawiają. Na początku Mały Książę nie mógł zasnąć w dzień przez hałasy z zewnątrz, ale teraz się przyzwyczaił, chociaż nadal nie przebije tutejszych dzieci, koło których można normalnie mówić jak śpią.
- Nic nie planują. Może to zbyt duże uogólnienie, ale tutaj nawet nie ma zegarka w domu. Czas sprawdzam na telefonie. Ale pomimo chaosu wszystko ma swoją stałą porę. Złapałam się na tym, że jak sprawdzałam po kolacji zegarek, to wskazywał mniej więcej tę samą godzinę. Nie wiem też jak moja niepiśmienna teściowa to robiła, że wiedziała, że musi obudzić mojego Księcia, jak miał rano załatwienia w mieście i nie nastawiał budzika, żeby nie obudzić dziecka.
- Jeżdżą jak wariaci, w więcej osób niż przewiduje producent, bez fotelików dla dzieci. Ma to też dobre strony, bo jeździmy 1 samochodem z rodziną szwagierki i się mieścimy. :D
- Śmiecą i nie dbają o środowisko. Ich eko-świadomość jest na takim poziomie, że ostatnio widziałam w „kompoście” rozbitą żarówkę energooszczędną (tą z rtęcią), kury jedzące wyrzucony styropian i plastik (butelki, worki, nakrętki) w ogrodzie, a potem mówią, że jedzą „organik” winogrona, bo nie ze sklepu.
- Edukacja jest na niskim poziomie. Nawet po studiach nie są zbyt bystrzy. Z językiem obcym też kiepsko mimo zaawansowanych podręczników. W niewielu domach widziałam książki, a wątpię, żeby korzystali z e-booków. Do tego stopnia nie ogarniają, że jak już się nauczą jakiegoś języka na emigracji, to mówią do mnie w nim, mimo że ja się go nigdy w życiu nie uczyłam i więcej rozumiem po turecku o czym oczywiście im mówiłam...
- Śpią na dachu, albo w przyczepie od traktora, śpią całymi rodzinami w jednym pokoju. Kiedyś wieczorem zadzwoniłam do ówczesnego mojego narzeczonego, a on na to, że nie możemy rozmawiać, bo tato śpi. Okazało się, że w zimie w tym pokoju, w którym rezydował mój Książę jest najcieplej, a że teściu chory, to wolał z nim spać niż z żoną. ;) Teraz mając do dyspozycji 2 pokoje (w pozostałych dwóch jest graciarnia, ale na upartego można spać) śpią we trójkę z 16letnią córką w 1 pokoju. Kiedy pierwszy raz tutaj przybyłam mój ówczesny chłopak stwierdził, że może będę spać w 1 pokoju z siostrą, ale rodzice okazali się bardziej postępowi i przygotowali nam pokój razem. ;)

W moim odczuciu nie różnimy się aż tak, żeby nie dało się tego zaakceptować. Do tego mój Książę kilka lat spędził w dużych miastach, wśród Europejczyków i poznał inne życie. Na pewno byłoby mi lepiej ze zrozumieć co się dzieje, co będziemy robić, gdybym znała dobrze język. Oni są dla mnie bardzo mili i pomocni na tyle na, ile jesteśmy w stanie się dogadać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz