wtorek, 28 sierpnia 2018

Księżniczka 12 - Czarna Mamba

Historia Księżniczki Beaty zaczęła się rok przed moim przylotem. To był jej pierwszy sezon w Turcji i pierwszy animator-szef, który ją odebrał spod recepcji wziął ją na celownik: „She will be mine”. To nic, że miał narzeczoną Niemkę, z którą potrzebował się hajtnąć, żeby móc wrócić do Niemiec, bo tęsknił za matką, a stracił możliwość legalnego pobytu za granicą.
Beata przy odpowiedniej charakteryzacji, a zna się na tym po kursie makijażu, wygląda jak Turczynka. Ma też dobry gust jeżeli chodzi o ubiór. W każdym sezonie nie mogła opędzić się od adoratorów nie tylko wśród tubylców. Poza tym jest świetnym animatorem, ma dobre podejście do dzieci i dużo talentów m.in. plastyczny, muzyczny, taneczny. Oprócz pracy w mini klubie występowała w wieczornych show i prowadziła fitness latino dance. Taka dziewczyna do tańca i do różańca. ;) Dodam tutaj jeszcze, że jak większość animatorów z Polski była po studiach z Turystyki.
Księżniczka miała chłopaka, z którym zerwała i który robił jej potem koło pióra. Ale nie przejmowała się tym tylko cieszyła życiem. Z szefem animatorów można powiedzieć, że miała burzliwy romans. Wszyscy wiedzieli o nich. Mój mąż także ich zapamiętał. Z resztą noszą takie same imiona...
W kolejnym roku przywiozła ze sobą lampkę z podświetlanym wspólnym zdjęciem i masę piosenek, które razem słuchali. Szkoda, że on już był po ślubie z Niemką, o czym ona wiedziała i tylko się dołowała, bo wszystko w hotelu przypominało jej jego. Na moje pytanie dlaczego nie hajtnęła się z nim, co również umożliwiłoby mu spotkania z matką, stwierdziła, że czuła się za młoda na ślub (ona 26 lat, on 34 lata). Ale to dla niego po powrocie do domu zaczęła uczyć się tureckiego, a potem przyjechała do tego samego hotelu.
To nie koniec historii! W naszym wspólnym sezonie po opłakiwaniu byłego szefa (który jeszcze wiele razy pisał jej, że jest miłością jego życia) najpierw przespała się z naszym wtedy już byłym szefem animacji, a następnie zaczęła spotykać się z tatuażystą. Pech chciał, że on najpierw wzdychał do mnie, bo ja taka ułożona, spokojna, skromna, długowłosa, idealna kandydatka na żonę muzułmanina. Raz pojechaliśmy w kilka osób na plażę i widziałam, jak się obściskiwali, ale potem Księżniczka wybrała się na disco z dwoma przystojnymi rozwodnikami z Polski, z których dziećmi ja zostałam w hotelu jako baby sitter. W międzyczasie ja zerwałam z moim narzeczonym, a tatuażysta nalegał na spotkanie twierdząc, że się już nie spotyka z Beatą. Ja głupia nie zapytałam jej wiedząc o dyskotece i rzekomym seksie z jednym z tatuśków (tak mi się wygadali, jak odbierali dzieci spod mojej opieki), a że mi się nudziło i chciałam przejechać się na motorze, zgodziłam się na tę randkę. Randewu okazało się katastrofą. W planach miałam pogadać z nim o tym, że pasują do siebie z Księżniczką i żeby jeszcze raz spróbowali, a ten miał ochotę na coś zgoła innego. Po nieudanych próbach, odwiózł mnie do hotelu. Pech chciał, że widziała nas pod sklepem wspólna znajoma i doniosła Beacie. Ja próbowałam jej wytłumaczyć, że on nawet nie jest w moim typie, ale ona była zaślepiona. Zamiast na niego, obraziła się na mnie. A przecież zwłaszcza na początku związku takie oszustwa nie wróżą nic dobrego. Później w ramach rewanżu wrzuciła mnie do basenu, bo widziała, że tego bardzo nie lubię. Teraz mamy dobry kontakt. Chciała nawet zostać chrzestną Małego Księcia, ale niestety mieszkamy za daleko od siebie, bez dobrego połączenia komunikacyjnego. ;)
Po skończonym kontrakcie z biurem podróży księżniczka została w hotelu pracując za darmo w zamian za nocleg i wyżywienie. Animacja zakończyła się w listopadzie i Księżniczka wróciła do Polski. Po sylwestrze przyleciała znów do tatuażysty. Później na chwilę znów wpadła do Polski w sprawach służbowych i kiedy w międzyczasie zrobiłyśmy sobie w Polsce mini spotkanie animacyjne, opowiadała, że dziwnie się czuła jak odbierał ją z lotniska i pojechali zamieszkać u niego. Poznała jego dużą rodzinę, matkę i ciotki w chustach, ale na tyle postępowe, że nie chciały być całowane po rękach. Tata zresztą pracował trochę w Niemczech, więc mogła się z nim trochę dogadać.
Zaczęła się szara codzienność. Trzeba było znaleźć pracę. Sezon powoli się rozpoczynał i akurat w hotelu Weroniki potrzebowali Guest Relation, a ona już nie chciała tam wracać, bo jej książę znalazł pracę na Cyprze. Hotel był oddalony około 15 km od mieszkania, ale to normalne odległości i był służbowy transport, więc Beata rozpoczęła tam swoją przygodę w nowym zawodzie. A później do jej teamu dołączył mój mąż.
Księżniczka wytrzymała jeszcze parę miesięcy z księciem. Rozstali się mniej więcej, gdy zaczęłam sezon. Coraz więcej się kłócili. On wychodził wieczorami, zostawiał ją samą, zakazywał spotkań z Polonią. Miarka się przebrała i po kolejnej awanturze dzięki pomocy koleżanki z służbowym samochodem wyprowadziła się wreszcie od niego do pracowniczego lojmana. Książę przyjechał nawet do hotelu odebrać telefon, który dał jej w prezencie i nazwał ją przy szefowej złodziejką... Potem wydzwaniał do mojego Księcia, żeby namówił Księżniczkę do powrotu, bo bardzo ją kocha.
W hotelu, jak już była wolna, szef restauracji zaczął do niej wzdychać i męczyć nas, żebyśmy przekonali ją do niego. Miał marne szanse, za słabo znał angielski, był zbyt ułożony, do tego miał za mało mięśni i zero tatuaży. ;) Wiek nawet by nie przeszkadzał, chociaż mając 34 lata wyglądał na o 10 więcej. Do tego Księżniczka zaczęła kręcić z DJem, który miał odpowiednią masę mięśniową. Niestety był skrajnym muzułmaninem. Niby w ramazan zajadał po kryjomy co Księżniczka mu przynosiła przed zachodem słońca, ale gdy wróciła do Polski zaczęło się już tak psuć między nimi, że powiedział, że nigdy nie pozwoliłby ochrzcić dziecka ani nie przekroczyłby progu kościoła. Przestali rozmawiać, a Beata zaczęła spotykać się z Polakami i jak na razie tak pozostało. :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz