czwartek, 16 sierpnia 2018

Książę 1 - inżynier

Zabrałam się za historię mojej Księżniczki współlokatorki, ale stwierdziłam, że muszę przygotować odpowiedni wstęp, aby się nie powtarzać. Dlatego powstanie osobny cykl opowieść o książętach, gdyż będzie występować w nich wiele księżniczek. Do dzieła!
Książę inżynier był pierwszym animatorem, którego poznałam zaraz po przyjeździe. Moja zdolna firma nie poinformowała młodego niedoświadczonego rezydenta, co ma ze mną zrobić po odbiorze z lotniska, a ponieważ to był mój pierwszy sezon, to też nie wiedziałam jaka jest procedura, a niestety za dużo wiedziałam o mojej przyszłej pracy od koordynatora, więc powiedziałam rezydentowi, w którym hotelu mam animować i jak tam zajechaliśmy z turystami, to wysiadłam. Rezydent był bardzo dobrze przeszkolony, przedstawił różne przydatne ciekawostki i opisy miejsc do zwiedzenia. To był jego pierwszy transfer i szew ani koledzy po fachu nie powiedzieli mu, że wszystkich przyszłych pracowników odstawia się najpierw do ogólnego lojmana. Całe szczęście, że nie trafiłam tam od razu, bo pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, a warunki mieszkaniowe rezydentów były okropne! Grzyb, brud, ciasnota, w której niestety musiałam później spędzić jedną noc, ale towarzystwo rezydentów było doborowe!
To nie koniec moich przygód w tej historii księcia. W hotelu oczywiście nie byłam zameldowana (pracownicy mają zazwyczaj osobny sektor czy nawet budynek), a recepcja nie zrozumiała, że „entertainer” to to samo coanimasyon” i jak już wszystkich turystów zakwaterowała długo szukali mojego pokoju. Dopiero dogadaliśmy się, jak powiedziałam, że będę tutaj pracować z dziećmi. Wtedy (około północy) zadzwonili po księcia i przyszedł po mnie jak gdyby nigdy nic. Wysoki i przystojny, w eleganckiej koszuli, z przyjemnym, ale niestety lekko niepełnym uśmiechem. Władał perfekcyjną angielszczyzną, później okazało się, że również biegle mówił po francusku. Pamiętam, jak zdziwiłam się, że wiedział do kogo podejść, bo siedziałam kawałek od recepcji, ale też chyba nie było o tej porze nikogo z tyloma walizami w pobliżu. Jak na tyle wrażeń jednego dnia i moje nieużywanie angielskiego od dłuższego czasu, gawędziło nam się swobodnie. Odstawił mnie do mojej zaspanej współlokatorki i „zarzucił sieci”. ;)
Zaczęło się od niewinnych komplementów o zgrabnych nogach i długiej szyi (faktycznie Turczynki miewają krótsze) oraz wspólnym zainteresowaniu filmami. Jako informatyk z wykształcenia nie wyobrażałam sobie 5 miesięcy bez laptopa, do tego smartfony wtedy nie były jeszcze takie wygodne w użytkowaniu, więc miałam też trochę filmów bez dubbingu przy sobie. Zaproponował wspólne oglądanie jakiegoś horroru, a ja naiwna w to uwierzyłam. Kiedy zaczął się do mnie dobierać nadal nie wiedziałam, co jest grane. Ale trzeba przyznać, że wyszliśmy z tej niezręcznej sytuacji dość zręcznie, chociaż potem opowiadał, że jestem oziębła, ale jakoś musiał uratować swój honor wśród kolegów.
Przy okazji wspólnego „oglądania” filmów (tak, było więcej prób, bo naprawdę do polubiłam, a do tego był jedyną osobą na podobnym poziomie intelektualnym) zwierzył mi się ze swojej historii życia. Urodził się i wychowywał w Macedonii. W wieku ok. 5 lat musiał uciekać do Turcji - ojczyzny rodziców z powodu wojny domowej. Z tamtego okresu pamięta tylko, jak się liczy do 10ciu po macedońsku (trochę podobnie do polskiego). Zaraz po studiach inżynierskich rozpoczął pracę w firmie projektującej instalacje w budynkach, ale nie była to jego pasja. Powrócił do poprzedniej sezonowej pracy – animatora w Bodrum (dziwne, że tak piękne miejsca nazwano „Piwnica”) – kurorcie szczególnie upodobanym przez Francuzów. Wcześniejsze korepetycje i stały kontakt z obcokrajowcami sprawiły, że zaczął biegle władać francuskim. Osiągnął naprawdę dużo w branży. Sporo przed 30stką zarządzał profesjonalnym teamem i organizował złożone show. Niestety z powodów osobistych stoczył się prawie na samo dno.
Ojciec parał się polityką, matka zajmowała się domem, mieli jeszcze jedno dziecko – młodszą córkę. Syn hulał na animacji, a ojciec znęcał się psychicznie nad matką, która z tych nerwów nabawiła się raka piersi. Kiedy syn na tyle wytrzeźwiał, aby pojechać odwiedzić wreszcie chorą rodzicielkę, ta już umierała w szpitalu. Zdążył jeszcze spojrzeć na jej zniekształcone chemioterapią oblicze i pożegnać się. Ta tragedia wybiła na jego psychice duże piętno przypieczętowane wytatuowanym na przedramieniu „Annem” (Moja mama).
Myślę, że z powodu utraty matki dość młodo ożenił się z pół japonką pół amerykanką, której rodzice byli dyplomatami. Dziewczyna biegle mówiła po angielsku, japońsku, francusku i uczyła się tureckiego, ponieważ zaczęła pracę jako rezydentka w Turcji i tam w hotelu poznała się z inżynierem animatorem, który zachwycił się jej egzotyczną urodą. Księżniczka bardzo długo opierała się jego wdziękom, ponieważ jak sama mu mówiła, wie że Turcy nie potrafią dochować wierności. Ale w końcu uległa i pobrali się, a po sezonie zamieszkali w Belgii. Małżeństwo długo nie przetrwało. Zaczęło się niewinnie w kolejne wakacje. Praca animatora to ciągły kontakt z kobietami, nocne discotour, późne wracanie do domu, nietrzeźwym i z ogromnym misiem ze stacji benzynowej na przeprosiny. Długo mu wybaczała, aż pewnego razu odezwała się do niej na Facebooku jego kochanka i wszystko się wydało. Rozwiedli się, a on to naprawdę bardzo przeżył i wiem, że do tej pory kocha swoją ex-żonę, bo opowiadając mi tę historię płakał i mówił, że mama polubiłaby „jego” pół Japonkę. Do tego uważa, że nie był jej godzien, że to bardzo mądra i wartościowa kobieta. Nadal mają jakiś kontakt i cieszy się, że ułożyła sobie życie.

Fot. Misie na stacji benzynowej

Przypomina mi to taką opowiastkę o skorpionie i żabie. Skorpion musi przedostać się na ląd, bo utonie na swojej wysepce, gdyż woda przybiera z powodu ulewy i prosi żabę o transport na grzbiecie. Żaba mówi, że przecież ją może ukąsić, ale skorpion zaprzecza i nalega, więc żaba ulega. Po środku trasy skorpion wbija kolec z jadem w plecy żaby. Płaz ostatnim tchnieniem pyta: „coś, ty zrobił, teraz razem zginiemy!?”, a skorupiak na to „nie mogę nić poradzić, już taką mam naturę”.
W kolejnych historiach przekonacie się, że nie ma znaczenia czy to Turek, Kurd, Azerb, czy jest wykształcony, czy skończył tylko podstawówkę, czy jest ateistą, muzułmaninem czy alwei, czy jest animatorem, kelnerem czy kierowcą autobusu – wszyscy są podrywaczami. Nie wiem, czy to z powodu ciepła, burzy hormonów i feromonów, czy turystka to jedyna szansa na wyrwanie się z tego zapyziałego kraju, a do tego wiele kobiet przylatuje faktycznie w jednym celu. Do tego lokalne kobiety są zazwyczaj szczelnie odziane i nie ma tutaj na każdym rogu bilbordów z półnagimi modelkami. Co do kierowców autobusów wtrącę jeszcze, że co sezon słyszałam historie o wywożeniu w nocy rezydentek poza trasę po odstawieniu turystów. Ratowały się dzwoniąc do szefa, ale sam fakt mrozi krew w żyłach.
Wracam do głównego wątku. Inżynier popadł w alkoholizm, co nie przeszkadzało mu zaliczać setek księżniczek. Ostatni poważny związek był z turecką Niemką dentystką, ale nie przetrwał na tyle, żeby dorobił się straconego przez zły tryb życia zęba.
W moim sezonie nie widziałam, żeby miał aż takie powodzenie. Praktycznie co wieczór pożyczał laptopa, żeby oglądać porno strony. Do mnie startował, bo stwierdził, że dzieli nas niewielka różnica wieku, ale nie przeszkadzało mu w tym samym czasie pisać do mojej o 10 lat młodszej od niego współlokatorki listy miłosne, jakoby byli stworzeni dla siebie, bo podobni charakterami. Wcześniej przespał się z jedną z naszych niemieckich animatorek i potem rozpowiadał, że jest jak kłoda. Później dodawał, że nienawidzi niemieckich animatorek, szczególnie najmłodszej, a na zakończenie sezonu, kiedy ze starego teamu został tylko on i ona (16 lat młodsza), zaczęli ze sobą kręcić. Ten związek śledziłam już z Polski na Fb. Na szczęście po powrocie do kraju młoda Księżniczka szybko się otrząsnęła i wszystko wróciło do normy.
Rozmawiałam kiedyś na luzie z moją koleżanką psycholog, która też pracowała podczas studiów za granicą i mówiła mi, że taki mechanizm jest normalny. Z dala o rodzin, znajomych, w innych warunkach kulturalnych i klimatycznych, puszczają hamulce, a potem wraca się do codzienności i jest otrzeźwienie.
Na zakończenie dodam, że inżyniera spotkałam jeszcze w kolejnym sezonie, bo jego kolego – menadżer animacji zlitował się i dał mu pracę w hotelu, gdzie był mój mąż. Przywitaliśmy się jak starzy, dobrzy znajomi. Dalej był przystojny, ale jakby przygaszony i wyglądał starzej. Niestety długo nie zabawił publiczności. Przyłapano go na kradzieży pieniędzy ze sprzedaży losów Bingo. No cóż, alkohol sporo kosztuje w Turcji. Ostatnio wysłał mi znów zaproszenie na Fb z nowego konta ze smutnym profilowym zdjęciem. Ciekawe jest to, że ciągle zmienia profile, czyżby ukrywał się przed zdradzanymi kochankami? Nie przyjęłam go do znajomych, bo mój mąż to zazdrośnik i nie rozumie, że tak naprawdę dzięki inżynierowi jesteśmy małżeństwem, ale o tym w innym wpisie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz