Gdy tylko zobaczyłam Monikę w
naszym animacyjnym busiku, który zawoził nas na policję po pozwolenie o pracę
od razu przestrzegałam ją przed namolnymi podrywaczami. To był jej pierwszy
sezon, a ona była bardzo młoda (zaraz po maturze), blondwłosa, niebieskooka,
drobniutka i naiwna. Cudny, łatwy kąsek. Niestety nie tylko ja to zauważyłam.
Księżniczka zaliczyła mały
wypadek samochodowy, na szczęście niegroźny, ale nasza wspaniała firma nie była
w stanie jej w ogóle pomóc, bo koordynator miał wolne. Do szpitala pojechała
więc z szefami animacji. Szef mini klubu, lat 35, troskliwie się nią zajął i
został przy niej do rana. Oczywiście nie uruchomiła w nim ojcowskich
instynktów. Zaprzyjaźnili się i zaczęli spędzać wspólnie czas nie tylko w pracy.
Kiedy później była w jego mieszkaniu i widziała zabawki, łóżeczko i fototapetę
Disneya, wytłumaczył, że to dla dzieci brata. Wiadomo, że Turcy są bardzo
rodzinni, ale bez przesady! :D Na szczęście moja koleżanka Asia (o której
napiszę później) zaczęła animację w hotelu obok, a ponieważ jej chłopakiem był managerem
całej animacji u Moniki, wyszło na jaw, że szef mini klubu jest po rozwodzie z rosyjską Księżniczką i mają córeczkę, która czasem do niego przyjeżdża. Monika nie wiedziała komu wierzyć, ale w
końcu otrząsnęła się. Dzięki studiom i odległości zapomniała o księciu i w
kolejnym roku poleciała animować w innym
ciepłym kraju. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz