środa, 18 lipca 2018

Kurdyjska przygoda - cz. I Przybywamy!

Zbliża się północ. To dla mnie najlepszy czas na tworzenie. Siedzę oczywiście po turecku na tarasie mojego drugiego domu. Jest bardzo ciepło. Cykady głośno cykają. Czasem w oddali zaszczeka bezpański pies i przejedzie samochód. Jedynie latarnie na działce (nie przy drodze?!) zaburzają sielskość tej letniej nocy i snu. Tak, właśnie dziś czeka mnie pierwsza noc prawie pod gołym niebem. Ostatnia próba zakończyła się powrotem do klimatyzowanego pokoju. ;) Klimatyzację ustawiam na 29-30 st. C, żeby nie było zbyt dużego szoku, a i tak czuję ulgę. :D

Dłuższy czas nic nie publikowałam, ponieważ przygotowywałam się do 3-miesięcznego wyjazdu z moimi Książętami do naszej kurdyjskiej rodziny, w celu załatwienia dokumentów mojego męża. Zakupy dla dziecka, zamawianie prezentów, animacyjne fuchy zajęły mi sporo czasu. Przygotowania zaczęłam już w marcu rezerwacją biletów, a zaraz po Wielkanocy zakupem promocyjnych czekolad. W sumie przywieźliśmy 9 kg słodyczy, które rozeszły się w pierwszych dniach. Oprócz tego wieźliśmy 7-kg basen ogrodowy, który do tej pory zastał tylko raz użyty i to nie w pełni, bo dzieci są do niego za małe, ale i tak miały mega radochę i żałuję, że tego nie nagrałam... Na szczęście istnieją worki próżniowe (zassaliśmy w nich 2 zimowe kurtki dla braci, dziecięce ciuszki na prezent i pieluszki wielorazowe Małego Księcia) i na infanta przypadało 10 kg bagażu, więc udało się nam z tym wszystkim dolecieć. Mieliśmy 2 duże walizy i jedną małą na kółkach, 2 plecaki i miękką torbę przez ramię jako bagaż podręczny.

Nie obyło się bez przygód typu brak biletu Małego Księcia, który dotarł na mojego gmaila z opóźnieniem i nie wydrukowałam go, ponieważ myślałam, że tak ja na odprawie elektronicznej infant siedzący na moich kolanach jest wliczony w mój bilet. Pan celnik był uważny i udało się dostać na pokład skanując bilet z telefonu, chociaż prawdopodobnie podwójne skanowanie mojego biletu też by przeszło. Małemu Księciu bardzo podobało się na pokładzie, a ponieważ loty były po południu to po odpowiedniej dawce mojego mleka przespał je.

Niestety w związku z tym, że wioska mojego Dużego Księcia znajduje się ponad 1000 km od Stambułu czy Ankary, musimy się przesiadać, a na dodatek loty do najbliższych miejscowości są tak rzadkie, że musieliśmy zanocować. Na szczęście nocleg zapewniła nam rodzina, tylko kuzyn zapomniał nam powiedzieć (rozmawiał wieczorem poprzedniego dnia z mężem), że zmienili nieco adres (ale blisko). Potem się dowiedziałam, że kuzyn jest lekko upośledzony, no ale trudno się dziwić, skoro oni mają w zwyczaju żenić się ze swoją rodziną i jego rodzice są kuzynami...
Dojazdy z/na lotnisko kosztowały nas ponad 100 lirów, trasy z naszej miejscowości do Warszawy nawet nie wspominam. Bilety lotnicze ok. 3000 zł. Wartość prezentów chcę zapomnieć. Ale czego się nie robi dla rodziny. :D

Jeżeli chodzi o linie lotnicze, to Lot jest tańszy od TurkishAirlines, a na miejscu (chociaż z innego lotniska) taniej jest lecieć Pegasusem albo AnadoluJet. Są też inne linie, ale te akurat lecą w okolice Dużego Księcia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz