Historia
Księżniczki Beaty zaczęła się rok przed moim przylotem. To był
jej pierwszy sezon w Turcji i pierwszy animator-szef, który ją
odebrał spod recepcji wziął ją na celownik: „She will be mine”.
To nic, że miał narzeczoną Niemkę, z którą potrzebował się
hajtnąć, żeby móc wrócić do Niemiec, bo tęsknił za matką, a
stracił możliwość legalnego pobytu za granicą.
Beata
przy odpowiedniej charakteryzacji, a zna się na tym po kursie
makijażu, wygląda jak Turczynka. Ma też dobry gust jeżeli chodzi
o ubiór. W każdym sezonie nie mogła opędzić się od adoratorów
nie tylko wśród tubylców. Poza tym jest świetnym animatorem, ma
dobre podejście do dzieci i dużo talentów m.in. plastyczny,
muzyczny, taneczny. Oprócz pracy w mini klubie występowała w
wieczornych show i prowadziła fitness latino dance. Taka dziewczyna
do tańca i do różańca. ;) Dodam tutaj jeszcze, że jak większość
animatorów z Polski była po studiach z Turystyki.
Księżniczka
miała chłopaka, z którym zerwała i który robił jej potem koło
pióra. Ale nie przejmowała się tym tylko cieszyła życiem. Z
szefem animatorów można powiedzieć, że miała burzliwy romans.
Wszyscy wiedzieli o nich. Mój mąż także ich zapamiętał. Z
resztą noszą takie same imiona...
W
kolejnym roku przywiozła ze sobą lampkę z podświetlanym wspólnym
zdjęciem i masę piosenek, które razem słuchali. Szkoda, że on
już był po ślubie z Niemką, o czym ona wiedziała i tylko się
dołowała, bo wszystko w hotelu przypominało jej jego. Na moje
pytanie dlaczego nie hajtnęła się z nim, co również umożliwiłoby
mu spotkania z matką, stwierdziła, że czuła się za młoda na
ślub (ona 26 lat, on 34 lata). Ale to dla niego po powrocie do domu
zaczęła uczyć się tureckiego, a potem przyjechała do tego samego
hotelu.
To
nie koniec historii! W naszym wspólnym sezonie po opłakiwaniu
byłego szefa (który jeszcze wiele razy pisał jej, że jest
miłością jego życia) najpierw przespała się z naszym wtedy już
byłym szefem animacji, a następnie zaczęła spotykać się z
tatuażystą. Pech chciał, że on najpierw wzdychał do mnie, bo ja
taka ułożona, spokojna, skromna, długowłosa, idealna kandydatka
na żonę muzułmanina. Raz pojechaliśmy w kilka osób na plażę i
widziałam, jak się obściskiwali, ale potem Księżniczka wybrała
się na disco z dwoma przystojnymi rozwodnikami z Polski, z
których dziećmi ja zostałam w hotelu jako baby sitter. W
międzyczasie ja zerwałam z moim narzeczonym, a tatuażysta nalegał
na spotkanie twierdząc, że się już nie spotyka z Beatą. Ja
głupia nie zapytałam jej wiedząc o dyskotece i rzekomym seksie z
jednym z tatuśków (tak mi się wygadali, jak odbierali dzieci spod
mojej opieki), a że mi się nudziło i chciałam przejechać
się na motorze, zgodziłam się na tę randkę. Randewu okazało
się katastrofą. W planach miałam pogadać z nim o tym, że pasują
do siebie z Księżniczką i żeby jeszcze raz spróbowali, a ten
miał ochotę na coś zgoła innego. Po nieudanych próbach, odwiózł
mnie do hotelu. Pech chciał, że widziała nas pod sklepem wspólna
znajoma i doniosła Beacie. Ja próbowałam jej wytłumaczyć, że on
nawet nie jest w moim typie, ale ona była zaślepiona. Zamiast na
niego, obraziła się na mnie. A przecież zwłaszcza na początku
związku takie oszustwa nie wróżą nic dobrego. Później w ramach
rewanżu wrzuciła mnie do basenu, bo widziała, że tego bardzo nie
lubię. Teraz mamy dobry kontakt. Chciała nawet zostać chrzestną
Małego Księcia, ale niestety mieszkamy za daleko od siebie, bez
dobrego połączenia komunikacyjnego. ;)
Po
skończonym kontrakcie z biurem podróży księżniczka została w
hotelu pracując za darmo w zamian za nocleg i wyżywienie. Animacja
zakończyła się w listopadzie i Księżniczka wróciła do Polski.
Po sylwestrze przyleciała znów do tatuażysty. Później na chwilę
znów wpadła do Polski w sprawach służbowych i kiedy w
międzyczasie zrobiłyśmy sobie w Polsce mini spotkanie animacyjne,
opowiadała, że dziwnie się czuła jak odbierał ją z lotniska i
pojechali zamieszkać u niego. Poznała jego dużą rodzinę, matkę
i ciotki w chustach, ale na tyle postępowe, że nie chciały być
całowane po rękach. Tata zresztą pracował trochę w Niemczech,
więc mogła się z nim trochę dogadać.
Zaczęła
się szara codzienność. Trzeba było znaleźć pracę. Sezon powoli
się rozpoczynał i akurat w hotelu Weroniki potrzebowali Guest
Relation, a ona już nie chciała tam wracać, bo jej książę
znalazł pracę na Cyprze. Hotel był oddalony około 15 km od
mieszkania, ale to normalne odległości i był służbowy transport,
więc Beata rozpoczęła tam swoją przygodę w nowym zawodzie. A
później do jej teamu dołączył mój mąż.
Księżniczka
wytrzymała jeszcze parę miesięcy z księciem. Rozstali się mniej
więcej, gdy zaczęłam sezon. Coraz więcej się kłócili. On
wychodził wieczorami, zostawiał ją samą, zakazywał spotkań z
Polonią. Miarka się przebrała i po kolejnej awanturze dzięki
pomocy koleżanki z służbowym samochodem wyprowadziła się
wreszcie od niego do pracowniczego lojmana. Książę przyjechał
nawet do hotelu odebrać telefon, który dał jej w prezencie i
nazwał ją przy szefowej złodziejką... Potem wydzwaniał do mojego
Księcia, żeby namówił Księżniczkę do powrotu, bo bardzo
ją kocha.
W
hotelu, jak już była wolna, szef restauracji zaczął do niej
wzdychać i męczyć nas, żebyśmy przekonali ją do niego. Miał
marne szanse, za słabo znał angielski, był zbyt ułożony,
do tego miał za mało mięśni i zero tatuaży. ;) Wiek nawet by nie
przeszkadzał, chociaż mając 34 lata wyglądał na o 10 więcej. Do
tego Księżniczka zaczęła kręcić z DJem, który miał odpowiednią
masę mięśniową. Niestety był skrajnym muzułmaninem. Niby w
ramazan zajadał po kryjomy co Księżniczka mu przynosiła przed
zachodem słońca, ale gdy wróciła do Polski zaczęło się już
tak psuć między nimi, że powiedział, że nigdy nie pozwoliłby
ochrzcić dziecka ani nie przekroczyłby progu kościoła. Przestali
rozmawiać, a Beata zaczęła spotykać się z Polakami i jak na
razie tak pozostało. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz